Ciało z ciała i krew z krwi.
Opublikowano 11/07/2013 | Autor: Malachiasz P.
W czasach kiedy na dobre rozeszły się chmury wojny nad Europą, a polityka pronazistowska pokazywała swoje prawdziwe oblicze, powszechnym się już stawało wśród Żydów emigrowanie do spokojnych zakątków naszego globu. Jednym z najbardziej wybieranych miejsc były Stany Zjednoczone, gdzie szanse na lepsze życie były bardziej możliwe niż gdzie indziej.
Pewna uboga żydowska rodzina od wielu lat mimo wielu długów starała się by wyemigrować do wymarzonych Stanów Zjednoczonych. Ubogie rodziny nie miały zbyt wielkiego wyboru w środkach lokomocji, dlatego często wybierały podróż drogą morską na pokładzie niezdatnym do żeglugi statku w nieludzkich warunkach. Ponieważ bilety dla każdego kosztowały małą fortunę decydowano się by wysyłać swoje dzieci w samotności jeden po drugim. , by później wszyscy mogli być połączeni wraz z rodzicami. W międzyczasie, dzieci zatrzymywały się u krewnych, którzy się nimi opiekowali i pomagali przeczekać czas, aż wszyscy będą w komplecie. Czasami trwało to przez miesiące a nawet lata. A czasami nigdy nie nadszedł ten wymarzony i upragniony czas spotkania się całą rodziną. Jednakże było to marzeniem, każdej żydowskiej rodziny, by uciec ostatecznie przed pogromem z nazistowskich Niemiec, a później zalaną przez wojnę Europą.
Rachela, była takim właśnie wybrańcem w swojej rodzinie. Była najstarszym dzieckiem z pośród ośmiorga swojego rodzeństwa, kiedy w 1930 roku jej polscy rodzice powiedzieli jej, że musi opuścić rodzinę jadąc do krewnych. Powiedzieli jej, że udało im się zebrać tylko tyle pieniędzy, że wystarczyło na jeden bilet i zdecydowali, że to ona będzie tym pierwszym dzieckiem, a oni wszyscy wkrótce dołączą do niej, mówili.
Rachela dorastając w Baltimore pod opieką czułej ciotki, czekała każdego dnia wypatrując, przyjazdu kolejnego rodzeństwa, lub choćby listu. Minęło kilka lat nim rodzina u zdołała zgromadzić wystarczająco dużo pieniędzy na kolejny transport, który został przechwycony przez hitlerowców. W Baltimore, w ciągu tego samego roku, Rachela otrzymała okolicznościowy list z Polski z wiadomością wzmiankującą o losie jej rodziny. Rachela obawiała się najgorszego, ale dopiero ostatecznie po wojnie, była w stanie jednoznacznie określić losy swojej rodziny. Kilku ocalałych z rodzinnego miasta w Polsce, która sączyła się do Baltimore przyniosła jej wiadomość, która była jej ogólnie znana, ale bała się usłyszeć: Jej cała rodzina została zniszczona. Wszyscy zginęli w obozach.
Marzenia o spotkaniu rodzeństwa i rodziców ostatecznie rozsypały się w jednej chwili, czyniąc głęboką ranę i żal do całego świata, że zabrano jej nie tylko młodość, ale wszystkiego co kochała najbardziej. Minęło wiele czasu nim jako jeden z wielu podobnych życiowych rozbitków zaczęła odbudowywać swoje życie. Jej pamięć o rodzinie i wypalony w umyśle, sercu i duszy żal, Rachela pragnęła ugasić jednym postanowieniem. Rachela wiedziała, że najlepszym sposobem, żeby uczcić ich dziedzictwo było stworzenie własnego. Jej głębokim postanowieniem było poślubić dobrego męża i mieć dużo dzieci, aby każde z nich mogło nosić imię każdego z jej nieżyjącego rodzeństwa.
Rachela rzeczywiście poślubiła wspaniałego człowieka o imieniu Nathan, a ich wspólne życie było niemal idealne. Dwie bratnie dusze połączone głęboką miłością pragnęły dla pełni swego szczęścia gromadki dzieciaków. Oboje wyczekiwali chwili, kiedy narodzi się ich pierwsze dziecko, ciało z ich ciała, krew z ich krwi. Idealny związek, gorąca miłość do siebie, bratnie dusze, wszystko to mieli poza wymarzonym małym owocem tego wszystkiego – dziecka.
Po wielu latach prób, poszukiwania pomocy u specjalistów nie tylko w Stanach, ale na całym świecie, Rachela i Nathan stanęli przed faktem, że będą bezdzietni. Kolejny raz Rachele życie rozczarowało. Któregoś dnia Nathan wychodząc naprzeciw trudom życia, zaproponował Racheli adopcje. Rachela rozpatrywała tą propozycje przez długi czas, ale w głębi serca pojawiał się bunt. Nie chciała cudzych dzieci, chciała mieć swoje, swojego noworodka, którego będzie tulić do piersi i nosić na ramionach. Nie mogła sobie wyobrazić, że ona obdarzy obce dziecko swoją miłością. Lecz mimo tego wszystkiego wyrok lekarzy był nieodwołalny. Nigdy nie będzie miała własnych dzieci.
Mąż Racheli był bardziej zdecydowany przyjąć dziecko z adopcji. Skontaktowali się z Agencją Żydowską w Nowym Jorku, gdzie powiedziano im, że niemowlę właśnie zostało oddane do adopcji przez jej nastoletnią matkę. Wyjechali do Nowego Jorku, im bliżej byli celu podróży tym bardziej ich podniecenie rosło. Kiedy przybyli na miejsce ich euforia i nadzieje zostały rozwiane. Zmieszany i speszony pracownik agencji wyjąkał jedynie „Tak mi przykro, lecz babcia tego dziecka zdecydowała się je przyjąć do siebie na wychowanie”. Mimo tego pracownik Agencji powiedział: „Mam wspaniałą dziewczynkę o imieniu Miriam, która bardzo potrzebuje ciepłego rodzinnego domu”. Miriam była uroczym i miłym dzieckiem, ale nie była noworodkiem o jakim marzyła Rachela, lecz ośmioletnią dziewczynką. Dlatego niechętnie zdecydowała się na spotkanie z Miriam. W powrotnej drodze nadal nie mogła się pogodzić z myślami, dlaczego to ma miejsce w jej życiu. Dlaczego kiedy się już zgodziła mieć obce dziecko, jedyny noworodek jakiego mogłaby mieć, już nie może być jej. Jeszcze w Agencji wyjaśniano Racheli, że Miriam to wspaniałe dziecko, które w swoim krótkim życiu wiele przeszło i że dużym błogosławieństwem byłoby i dla nich i Miriam, gdyby mogli tworzyć rodzinę. Lecz Rachela z żalem i stanowczością odpowiedziała, „przykro nam, ale nie!”
Minął rok bez żadnych adopcyjnych perspektyw. Rachela i Nathan w tym czasie skontaktowali się z wieloma agencjami w Stanach Zjednoczonych, ale dziecko z miesiąca na miesiąc było coraz trudniej znaleźć. Intensywne pragnienie posiadania noworodka, pogłębiało pusty ból. Jednego dnia pomyślała z mężem, że może byliśmy zbyt szybcy w odrzuceniu Miriam. „Wiesz – powiedziała – Miriam była naprawdę wyjątkowo atrakcyjnym dzieckiem. Coś mnie w sercu do niej ciągnie w szczególny sposób” Nathan spojrzał na nią w zamyśleniu. „To był cały rok – powiedział czy myślisz, że ona jest nadal dostępna?” dzwoniąc do Agencji powiedziano im przez telefon, że „Nie zbyt wiele osób chce dziewięcioletnie dzieci – wyjaśniano ponuro -Tak, tak, ona jest nadal dostępna. . . ale sprawa jest bardziej skomplikowana – dodano – jej młodszy brat, który został uznany w Europie za zaginionego, dołączył do niej w naszym domu dla sierot wojennych. Rodzeństwo jest nierozłączne, a my obiecaliśmy, że zostaną adoptowani razem. Czy bierzecie pod uwagę dwoje?”
Powrót do Nowego Jorku Racheli, Nathana i rodzeństwa budził we wszystkich radość, a Rachela odczuwała wyjątkowo ciepłą postawę Miraim, a jej sześcioletni brat Mojsze budził w niej podziw. Rachela i Nathan patrzyli na siebie w milczeniu, rozumieli się bez słów wyrażając całym swoim ciałem zadowolenie i entuzjazm.
W Baltimore, Rachela przeprowadziła dwoje dzieci przez próg do nowego domu, gdzie mały Mojsze nieśmiało i powściągliwie oglądał wszystko, zaś Miriam była radosna i pełna podniecenia, biegała z pokoju do pokoju, dotykając różne rodzinne drobiazgi i wszelkie osobliwości, które stały zdobiąc kominek i stoły. Nagle zatrzymała się przed fortepianem, a jej twarz zbladła. Wskazała drżącą ręką na zdjęcie i głosem napiętym, cichym i niepewnym Miriam zapytała:
„Dlaczego masz zdjęcie mojej Bubbe (babci) na fortepianie?„
„Co?” Rachela zapytała zdezorientowana.
„Mój Bubbe. Dlaczego masz obraz mój Bubbe na fortepianie? „
Rachela spojrzała na portret zmarłej matki. „Co na Boga ta dziewczynka mówi?!”
Miriam szybko pobiegła do swojego bagażu i przyniosła ze sobą do Racheli wyblakłe zdjęcie. „Zobacz!” – powiedziała, wskazując palcem -”Mam też ten sam obraz, to moja Bubbe !„.
„Moja matka” Rachela wyszeptał prawie bezgłośnie.
„Czy chcesz, zobaczyć zdjęcie mojej mamusi?” zapytała Miriam. Pobiegła do bagażu, by przynieść inną fotografię. „Czy chcesz zobaczyć, jak wyglądała?” Miriam podała Racheli obraz kogoś, kogo znała bardzo dobrze.
„Sara!” – Rachela krzykła, a kolana ugięły się pod nią.
„Skąd znasz, imię mojej mamusi?” Dziecko zapytało zmieszane.
Nieświadomie, Rachela przyjęła dwa osierocone dzieci swojego zmarłej siostry Sary.
Byli ciałem z jej ciała, krwią z jej krwi. Dzieci były . . . jej prawdziwą rodziną.
„Serce człowieka obmyśla drogę, lecz Pan prowadzi jego kroki” (Ks. Przys. 16.9)
Redakcja M.P
( imiona bohaterów tej prawdziwej historii zostały zmienione w celu ochrony ich prywatności.)
_________________ Skoro nie można skasować konta , biorę "urlop"
Rozmawiam/ałem z Wami jak uczeń w szkole podczas przerwy , który tak zrozumiał wykład nauczyciela .
|