Zarejestruj    Zaloguj    Dział    FAQ

Strona główna forum » OFF TOPIC » Wierzyc nie wierzyc




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: DEMON DYBUK WRONA
 Post Napisane: 26 stycznia 2016, o 19:35 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18362
Zło jest pociągające.

Wrócę do tego tematu w moim następnym filmie - mówił Marcin Wrona, pochodzący z Tarnowa młody reżyser filmowy, telewizyjny i teatralny ale także producent i pedagog na kilka dni przed premierą swojego "Demona" na tegorocznym 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni.
Niestety, była to deklaracja przedwczesna, w nocy z piątku na sobotę (18/19.09./ o godz. 5.30 żona reżysera znalazła jego ciało w łazience.
Wszystko wskazuje, że było to samobójstwo…

Miał zaledwie 42 lata i był na fali wznoszącej, właśnie wrócił z Kanady, gdzie w Toronto jego najnowszy film odniósł znaczący sukces.
Niespodziewanie dramat w hotelu „Merkury” zwieńczył tę piękną i błyskawiczną karierę pokazując, jaki to jest zawód i jaką cenę płacą artyści za wykonywanie swojej pracy, jak bardzo muszą się ze sobą zmagać – tak w emocjonalnym wystąpieniu mówił obecny w Gdyni przyjaciel artysty, również pochodzący z Tarnowa, znany krytyk Łukasz Maciejewski. - Myślę, że Marcin zabrał tajemnicę swojej śmierci ze sobą. -
Kto ma robić film o dybuku, jak nie ja? Jako dziecko wielokrotnie zderzałem się ze światem pozazmysłowym, byłem świadkiem rzeczy na granicy cyrku, hochsztaplerki i mistycyzmu - mówił o swoim „Demonie”.

Nic dziwnego, wszak często towarzyszył ojcu, cenionemu tarnowskiemu bioenergoterapeucie. On sam wychował się przy ul. Lwowskiej, obok dzisiejszego Kauflandu i w Mościcach, gdzie chodził do Technikum Chemicznego.
Nigdy nie wyrzekł się Tarnowa, był tutaj przed tygodniem, w magistracie rozmawiał o kolejnym filmie, który zamierzał w całości nakręcić w swoim rodzinnym mieście.
Wcześniej bywał na TNF, gdzie otrzymał m.in. nagrodę Kamerzysty za swój „Chrzest”.
Żegnaj Marcinie!

Marcin Wrona przed śmiercią był gościem na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni. W Konkursie Głównym festiwalu pokazywano jego najnowszy film "Demon".
„Jako organizatorzy Festiwalu, a zarazem przyjaciele Marcina, jesteśmy głęboko poruszeni i zasmuceni Jego odejściem.
Składamy wyrazy głębokiego współczucia Żonie i Najbliższym reżysera. Jednocześnie informujemy, że planowane na dzisiejszy wieczór wręczenie nagród odbędzie się w wersji skróconej i z pełnym poszanowaniem pamięci po Marcinie. „ – mogliśmy przeczytać w oficjalnym komunikacie organizatorów 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni.

Marcin Wrona urodził się 25 marca 1973 w Tarnowie.
Był absolwentem filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a także reżyserii (z tytułem doktora) na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ukończył Mistrzowską Szkołę Reżyserii Andrzeja Wajdy oraz Binger Film Institute w Amsterdamie. Od 2006 roku sam wykładał reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Był członkiem Europejskiej i Polskiej Akademii Filmowej.

Wielokrotnie nagradzany zarówno w kraju jak i za granicą. Do najbardziej znanych dzieł reżysera należą: "Człowiek magnes", debiutancki film "Moja krew" czy" Chrzest". Wyreżyserował również wiele nagradzanych spektakli telewizyjnych, między innymi "Kolekcję" według Harolda Pintera, a ostatnio "Moralność pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej z Magdaleną Cielecką w roli głównej. Reżyserował znane produkcje serialowe dla TVN i TVP takie jak "Lekarze" czy "Ratownicy". Był także reżyserem teatralnym. W roku 2004 roku wystawił spektakl "Uwięzieni" w Teatrze Rozmaitości w Warszawie, a 2013 roku musical "Chopin musi umrzeć” wystawiony w Warszawie i Londynie.

A oto ostatnia rozmowa z reżyserem, jaka ukazała się w Gazecie Wyborczej
- artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Dominika Kawczyńska: Jesteś romantyczny?

Marcin Wrona: Nie. Chociaż....

Pytam, bo np. ks. Twardowski twierdził, że zło jest romantyczne, a dobro - zwyczajne.


- Zło jest pociągające. Wrócę do tego tematu w moim kolejnym, następnym po "Demonie" filmie.

O twojej sąsiadce-morderczyni?


- Nie warto by poświęcać dwóch lat życia, żeby zanalizować wyłącznie jej przypadek.
To będzie film o śledztwie.
Bohater jest niepełnym człowiekiem, ponieważ nie akceptuje zła wpisanego w nasze DNA. Jest jednowymiarowy, a żeby to się zmieniło, musi pewnie stanąć na dwóch nogach - jedną po złej, a drugą po dobrej stronie.

A pisało się, że to "Demon" będzie trzecią częścią trylogii zła...


- Pewien dziennikarz podsunął mi myśl o trylogii, ponieważ "Moja krew" i "Chrzest" są podobne pod względem dramaturgicznym. Jednak każdy film jest autonomiczny, trzeba dać mu się poprowadzić.
W moich trzech obrazach można znaleźć wspólne punkty - łączy je wątek prób kontynuowania życia po śmierci, także to, że akcja toczy się wokół ceremonii rodzinnych.

"Demon"
stylistycznie bardzo się różni, jest zupełnie inaczej fotografowany.
Zderzamy się z poetyką horroru i przeciwstawnej groteski, odnosimy do przeszłości, którą bohaterowie negują bądź próbują sobie z nią radzić.

Dybuk pojawiający się na weselu ma ich sprowokować do określenia własnej tożsamości.
Pomyślałem, że warto zrobić ten film nienowocześnie, raczej w poetyce lat 70.
Chciałem, razem z operatorem Pawłem Flisem, opowiedzieć go w zatrzymanych kadrach, stworzyć złudzenie, że ktoś przygląda się ceremonii z boku.

Długo się zastanawiałem, a kiedy miałem pewność, o czym będę mówił, wszystko przyszło do mnie samo.
Reżyser staje się medium, ale najpierw musi wiedzieć, dokąd zmierza, gdzie jest meta. Reszta wydarza się niejako sama.

Inspirują cię historie zaczerpnięte z życia - tak było w przypadku "Chrztu", w "Mojej krwi" możemy odnaleźć wątki z twojej własnej biografii, jak kariera sportowa bohatera.
A "Demon" skąd?


- Ten temat był mi chyba przeznaczony.
W pewnym momencie wiele niemających ze sobą nic wspólnego osób zaczęło mi opowiadać o legendzie dybuka.
Nagle Tadeusz Słobodzianek zaprasza mnie na spektakl na podstawie "Przylgnięcia" Piotra Rowickiego.
Widzę na scenie środowisko małomiasteczkowych gangsterów i myślę:
"Pewnie obejrzał 'Chrzest' i sądzi, że całe życie będę się zajmował tematami mafijnymi".
Po chwili okazuje się, że pan młody jest opętany.

Już dawno chciałem zrobić film z tematem metafizycznym.
Coraz bardziej brakuje tego w kinie, a przecież to, czego niektórzy nie znajdują np. w kościele, może mogą znaleźć w sztuce.
Mamy coraz mniejszy dostęp do duchowości.
A ja jestem predestynowany do takiego tematu - jako dziecko wielokrotnie zderzałem się ze światem pozazmysłowym, byłem świadkiem rzeczy na granicy cyrku, hochsztaplerki i mistycyzmu.

Uczestniczyłeś w tym, czym zajmował się twój tata, bioenergoterapeuta?


- Obserwowałem.
To był czas pewnego kryzysu zaufania do służby zdrowia.
Do Polski przyjeżdżał Clive Harris, Anatolij Kaszpirowski występował w telewizji i leczył na odległość. Uzdrowiciele przyjmowali w kościołach, ludzie ustawiali się do nich w kolejkach. Mieliśmy swój New Age w postkomunistycznym wydaniu.
Mój ojciec też uzdrawiał.

Może to brzmi komicznie, ale pamiętam, jak byliśmy w Licheniu i zobaczyłem niewidomego faceta, który zdjął okulary i oświadczył, że widzi.
Obserwowałem hipnozę w wykonaniu mojego ojca, most kataleptyczny i człowieka z ciałem napiętym w ten sposób, że jego głowę można by położyć na jednym, a stopy na drugim krześle.

Raz widziałem egzorcyzmy.
Miałem osiem lat, pojechaliśmy z tatą na Śląsk.
Na skraju miasteczka stał dom jak z horroru.
Mieszkał w nim dwudziestoletni chłopak.
Mojego ojca wezwali jego rodzice.
Chłopak był kompletnie zamknięty, odmawiał kontaktu ze światem, nie chciał rozmawiać, nie chciał, żeby do niego mówiono, nie chciał jeść, wyzwolił w sobie siłę autodestrukcyjną. Obrazki jak z "Egzorcysty", był agresywny i wulgarny.
To wszystko wzmacniało barierę.
Spotkanie, próba dotarcia przez hipnozę, nie przyniosło spektakularnych efektów. Podejrzewam, że chłopak cierpiał na depresję, która ostatecznie doprowadziła do samobójstwa.

Opowiem ci o dybukach, chcesz?

Proszę.

- Opętanie zazwyczaj dotyczyło kobiet w ortodoksyjnych, chasydzkich społecznościach. Królował w nich patriarchat, już 13-letnie dziewczynki wbrew ich woli przeznaczano kandydatom na mężów.
Dzisiaj ich zachowanie byłoby pewnie odczytywane jako histeria.
W 90 proc. przypadków były opętywane przez męskie dybuki - jak u Szymona An-skiego w żydowskiej wersji "Romea i Julii", gdzie narzeczona dowiaduje się, że nie może poślubić ukochanego, rodzice wybierają jej innego.
Chonen, któremu była przyobiecana, popełnia samobójstwo i wchodzi w ciało nieszczęśliwej Lei jako dybuk.
Spektakularna scena egzorcyzmów, 12 rabinów - wiadomo, sami mężczyźni - próbuje nawiązać kontakt z dybukiem, czyli tak naprawdę wyrzucić z dziewczyny pamięć o kochanku.
Lea się nie zgadza, dybuk zostaje w jej ciele, co prowadzi do jej śmierci.


Teatr Żydowski: Maja Kleczewska reżyseruje "Dybuka".


W naszym filmie odwróciliśmy role, mężczyzna jest opętany żeńskim duchem.
Nie chciałem nakręcić horroru, dlatego inspiracji szukałem w opowiadaniach Isaaca Bashevisa Singera, gdzie dybuk traktowany jest półserio.
W jednym z nich w dziewczynę wchodzi duch starego karczmarza.
Bohaterka z dnia na dzień przemienia się z nastolatki w rubaszną miłośniczkę grubych alkoholi, imprezuje z mężczyznami.
Nagle wchodzi w nią drugi duch - zmarłej prostytutki.
Początkowo ci niechciani lokatorzy się nienawidzą, ale w końcu się dogadują i... postanawiają pobrać, coraz bardziej pozbawiając sił dziewczynę, którą opętali.


Cała wieś przychodzi na ich ślub, jeszcze próbują egzorcyzmów, ale dybuki są nieugięte.
Gdy bohaterka jest na skraju wyczerpania, umierająca, jej ojciec prosi dybuka:
"Opuść jej ciało, nie mam innych dzieci, ta strata sprawi mi niewyobrażalny ból".
Dybuk: "Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?
W takim razie się wyprowadzamy".


Tego szukałem w moim filmie, zależało mi, żeby było i strasznie, i śmiesznie.
Kiedy byłem w Izraelu, informacje o dybukach słyszałam w wiadomościach.
Prowadzący serwisy czytają te newsy niby z lekkim uśmiechem, ale jednak mówią, że w wiosce np. pod Nazaretem 12 rabinom udało się wypędzić dybuka z dziewczyny.

A jakich rad oczekiwałeś od rabinów, z którymi się konsultowałeś?


- Chciałem, żeby film był wiarygodny.
Byłem ciekawy, czy możliwe jest, żeby dybuk opętał kogoś, kto nie ma żydowskiego pochodzenia.
Dowiedziałem się, że nie ma reguły.

Rabini dziwili się, że podejmuję się takiego zadania.

Ostatni dybuk w polskim kinie jest przedwojenny.
A przecież horrory hiszpańskie, japońskie czy amerykańskie mocno bazują na tradycyjnych lokalnych motywach - jak zwyczaj fotografowania zmarłych w Hiszpanii czy łączenie ludowych zwyczajów z motywami elektronicznymi w Japonii, gdzie topielice wyłażą z ekranu telewizora.
Nasza tradycja wcale nie jest gorsza - w romantyzmie w co drugim dramacie są duchy i powracający zmarli.
A jeśli już robić kino gatunkowe, najlepiej szukać inspiracji na własnym gruncie.

Ale dlaczego film o duchach?


- Kino służy też do pokazywania niewidzialnego.
Chciałem zrobić film, który próbuje pokazać świat duchowy bez efektów specjalnych, tricków, sztuczek, ale używając energii aktorów.
Wszystko dzieje się w warstwie metaforycznej.
Czym jest dybuk?
Czy to rodzaj traumy, czy pomost łączący przeszłość z teraźniejszością, a może wyrzut sumienia?
Aktorzy, którzy przygotowywali się do wystawienia "Przylgnięcia" w teatrze, korzystali z metody ustawień hellingerowskich - wchodzili symbolicznie na miejsce kogoś z rodziny kolegi bądź koleżanki, brali na siebie różne role, a w efekcie wychodziły z nich traumy. Budowali swoje postaci częściowo poprzez improwizację, uruchamiając te ustawienia w sobie.

Castingi do "Demona" trwały aż pół roku.


- W tym filmie kluczowy jest bohater zbiorowy, postaci wzajemnie na siebie pracują.
Do tego część z nich to krewni, muszą do siebie pasować również fizycznie.
Sprawdzałem też, czy aktorzy odnajdują się w konwencji, w której horror pożeniony jest z groteską.

Przy obsadzie nie można się pomylić.
Zdecydowałem się na współpracę z ludźmi, co do których miałem pewność, że podołają, jak Agnieszka Żulewska, mimo że "Demona" robiła równolegle z "Chemią" i to jej pierwsze główne role w pełnometrażowych fabułach.

Ale dlaczego to aż tyle trwało?


- Bo ja lubię robić próby.
Daję aktorom różne zadania, chociaż wiem, że nie można przesadzić, trzeba zostawić pewien margines, liczyć, że najlepsze wydarzy się na planie, a aktor zaskoczy nawet samego siebie.
Aktorstwo też jest rodzajem opętania.


W życiu idziesz bardziej w stronę racjonalną?


- Jako reżyser muszę pogodzić w sobie żołnierza z poetą.
Żołnierz tworzy warunki pracy dla artysty, dzięki którym ten może grzebać w emocjach.
To schizofreniczny zawód.
Jednym z moich obowiązków jest zarządzanie ekipą na planie, nadzorowanie pracy setki osób, mobilizowanie ich do wysiłku.
Nie udałoby się, gdybym był introwertycznym intelektualistą.

Podobno na planie działy się rzeczy, które trudno racjonalnie wytłumaczyć.


- Samo to, że jak tylko pomyślałem o Itayu Tiranie jako dobrym kandydacie do głównej roli i okazało się, że akurat jest w Polsce, było niezwykłe. Albo gdy jechaliśmy na drugi dzień zdjęciowy nocą, rozmawialiśmy o tym, jak przeszłość w nas tkwi i nagle pośrodku niczego wyrosła przed nami synagoga. To trochę przypominało słaby film, w którym bohaterowie o czymś mówią i chwilę później widzimy to na ekranie.

Słońce pojawiało się, kiedy tylko go potrzebowaliśmy, a gdy nauczyciel przemawiał na weselu i mówił "dobrze, że pada", faktycznie zaczęło i otworzyliśmy drzwi stodoły, żeby pokazać deszcz. Rozmawiałem z Itayem i okazało się, że w jego rodzinie była sytuacja podobna do tej z "Demona" - jego żona Niemka odkryła, wkraczając w dorosłość, że jest z pochodzenia Żydówką.

Podkreślasz, że najtrudniej w filmach mówić o rzeczach najprostszych. Jakich?

- Każdy film jest o miłości.
Chodzi o to, żeby nie nazywać rzeczy po imieniu.
Aktorzy często grają przeciwko dialogowi.
Film musi się żywić konfliktem, ale nie chodzi o to, żeby zabić od razu.

Gdyby wyciąć kino z twojego życia, co zostaje?


- Niewiele.
Jestem obsesyjnie wkręcony w film, nie sypiam po kilka dni, przed rozpoczęciem zdjęć chodzę na treningi, żeby przygotować się fizycznie.
Ale dochodzi do mnie, że dla zdrowia psychicznego czas wolny jest ważniejszy od czasu pracy, dzięki niemu człowiek staje się efektywniejszy.
Więc czasami trzeba odpuścić.


źródło http://www.tarnowskikurierkulturalny.pl ... ny-wracaja

Obrazek

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
 Post Napisane: 26 stycznia 2016, o 19:35 
 


Góra 
  
 
 Tytuł: Re: DEMON DYBUK WRONA
 Post Napisane: 26 stycznia 2016, o 19:38 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18362
Mysle , ze zabił go dybuk .


Podobny fim o dybuku

Kronika opętania(2012)
Obrazek

Em kupuje na wyprzedaży antyczną skrzynkę, która ma na nią niepokojący wpływ.
Wkrótce okazuje się, że dziewczynka jest opętana przez dybuka, złośliwego ducha zmarłej osoby.

http://www.cda.pl/video/144771f9

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
 Post Napisane: 26 stycznia 2016, o 19:38 
 


Góra 
  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
 
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2 ] 

Strona główna forum » OFF TOPIC » Wierzyc nie wierzyc


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości

 
 

 
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Tłumaczenie phpBB3.PL