Zarejestruj    Zaloguj    Dział    FAQ

Strona główna forum » BIBLIA dla KAŻDEGO- TWARDY POKARM » BIBLIA a DOGMATY » BIBLIA a W. Branham -




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 27 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
Autor Wiadomość
 Tytuł: Kim jest William Branham? Życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 17:53 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Kim jest William Branham?

http://poselstwo.slupsk.pl/index.php/us ... 35-branham
Życiorys zaczerpnięty z książki "Prorok odwiedza południową Afrykę"
Wersja html książki dostępna pod adresem

William Branham urodził się na farmie, w pobliżu Berksville, w stanie Kentucky, niedaleko miejsca, gdzie mniej więcej 100 lat wcześniej urodził się Abraham Lincoln.

Nikt nie jest pewien co do dokładnej daty, ponieważ w owych czasach nie rejestrowano urodzin w Kentucky, aczkolwiek przyjmuje się, że urodził się 6 kwietnia 1909 roku i ważył tylko 5 funtów (2,27 kg).
Jego matka miała 15 lat a ojciec 18.

W pierwszym dniu jego życia stało się coś bardzo niezwykłego.
Kiedy kobieta odbierająca poród umyła go i położyła przy matce, podeszła do okna, by otworzyć okiennice.
W tamtych dniach w oknach domu Branhamów nie było szyb i dopływ światła i powietrza regulowano otwieraniem i zamykaniem drewnianych okiennic.
Właśnie świtało nad polami i do środka wpadło kilka promieni światła.
Wraz z tym światłem w pokoju pojawiła się mała okrągła aureola o średnicy około 30 centymetrów, świecąc jasnym światłem nad łóżkiem, w którym leżała matka i niemowlę.
Obrazek


Od tamtego czasu aureolę tę widziało tysiące ludzi i jest ona niewątpliwie tą samą, która uwidoczniona jest na fotografii, zrobionej w Houston, w Teksasie, podczas styczniowej kampanii w 1950 roku.
Relacja o tej fotografii wraz z fotokopią oświadczenia George'a Lacy - człowieka, który z ramienia rządu zajmuje się badaniami nad podejrzanymi dokumentami - znajduje się na końcu tego rozdziału.

Kiedy akuszerka wraz z rodzicami zobaczyła tę aureolę, wszyscy zaczęli krzyczeć, przestraszyli się i nie rozumieli, co to wszystko znaczy.
Dopiero wiele lat później, ci, którzy wiedzieli o tej aureoli, zrozumieli, że nad tym człowiekiem spoczywa ręka Boża z powodu wielkiej usługi dla całego świata.
Obrazek

W rodzinie Branhamów nie brano pod uwagę żadnej formy religii.
Jego dziadek był katolikiem, ale najwyraźniej jego matka i ojciec nie poświęcali żadnej uwagi chrześcijaństwu.
Lecz z powodu tego niezwykłego wydarzenia, które miało miejsce przy jego narodzeniu, matka zabrała go do pobliskiego kościoła babtystycznego.
Wizyta ta pozostała na wiele lat jego pierwszą i ostatnią wizytą w kościele.
Wczesną jesienią 1909 roku Kentucky przeżyło jedną z najgorszych śnieżnych burz.
W tym czasie ojciec Williama Branhama był daleko poza domem, pracując w obozowisku pracowników leśnych, gdzie ta ostra burza zatrzymała go.

Szybko zapas jedzenia i opału zaczął się wyczerpywać.
Jego matka raz po raz wychodziła na zewnątrz i przynosiła wszystko, co nadawało się na opał, by uratować swe dziecko i siebie od zamarznięcia na śmierć

. Nie mieli nigdy dostatku pożywienia, a kiedy ich skromny zapas się skończył, czuła, jak opuszczają ją siły.
Jedynie szybka pomoc mogłaby utrzymać ich przy życiu.
W końcu stała się tak słaba, że uświadomiła sobie, że gdyby jeszcze raz wyszła na zewnątrz po drewno, mogłaby nie mieć już sił powrócić.

Wzięła niemowlę, opatuliła jak mogła i położyła do łóżka, czekając, aż przyjdzie i zabierze ich śmierć.
Umarliby, gdyby nie pewien pobożny stary sąsiad, którego nie wiadomo z jakich przyczyn napełniły obawy o rodzinę Branhamów.
Po zorientowaniu się w sytuacji stwierdził on, że z ich komina nie unosił się dym.
Mimo grubej warstwy śniegu ten starszy człowiek przebił się do ich skromnej gontowej chatki i stwierdził, że drzwi do niej zamknięte były od wewnątrz.
Uświadomił sobie, że ktoś musi być w środku a nie widząc żadnej oznaki tego, że w środku pali się w piecu, włamał się do niej.

Kiedy się znalazł wewnątrz, zaskoczył go widok, jaki tam zastał.
Matka była bliska śmierci z zimna i głodu.
Prosił Boga, by zachował ich życie i nie pozwolił tej młodej matce i dziecku odejść w ten sposób ze świata.
Szybko zebrał drewno do pieca i został tam, aż rozpalony na dobre ogień, ogrzał ten skromny dwupokojowy dom.
Następnie postarał się dla matki i dziecka o pożywienie i ich stan zdrowia zaczął szybko powracać do normy.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
 Post Napisane: 16 września 2013, o 17:53 
 


Góra 
  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 17:54 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Niedługo po tym wydarzeniu rodzina Branhamów przeprowadziła się do Utica, w stanie Indiana, a w następnym roku, na farmę oddaloną o 5 mil od Jeffersonville, w stanie Indiana, a o 2 mile od dzisiejszego miejsca jego zamieszkania.

Jego młodość była naznaczona piętnem tragedii, ubóstwa i niezrozumienia.

Jedne z najbardziej żywych wspomnień młodości Williama Branhama odnoszą się do ubóstwa, w którym musieli żyć.
Ojciec jego pracował dla zamożnego farmera, u którego zarabiał 75 centów dziennie. Przypomina sobie, jak wracał do domu, a jego koszula przyklejona była do spalonych przez słońce pleców i matka musiała pomagać mu ją zdjąć posługując się nożyczkami.

Ich skromny dom stanowiła chatka o dwóch pomieszczeniach, z brudnymi podłogami i kuchennym zlewem, który znajdował się na zewnątrz, na dworze pod jabłonią.

Po raz pierwszy, w słyszalny sposób, Bóg przemówił do Williama Branhama, gdy ten miał około 7 lat.
Właśnie zapisano go do wiejskiej szkoły, która znajdowała się w odległości paru mil od Jeffersonville, Indiana.
Tego popołudnia, po powrocie ze szkoły do domu, miał zamiar przyłączyć się do innych chłopców i pójść z nimi na ryby.
Kiedy jednak młody Branham już miał wychodzić z domu, zawołał go ojciec i oznajmił mu, że będzie musiał nosić wodę do jego bimbrowni.
Było to dla niego oczywiście wielkie rozczarowanie, ponieważ chłopiec bardzo lubił polować i łowić ryby, wiedział jednak, że skoro ojciec kazał mu nosić wodę, będzie musiał wykonać polecenie.

Kiedy chodził z wodą, zatrzymywał się, by nabrać sił pod pewną starą topolą, w połowie drogi pomiędzy domem a stodołą.
Któregoś dnia będąc w tym miejscu nagle usłyszał w liściach odgłos wiejącego wiatru. Rozejrzał się dookoła i uświadomił sobie, że dzień był bezwietrzny, słoneczny i ciepły.
Kiedy wsłuchiwał się uważniej, zauważył, że w pewnym miejscu, wielkości mniej więcej beczki, wiatr zdawał się wiać przez drzewa.

A wtedy z drzew tych odezwał się głos tymi słowy: "Nigdy nie pij, nie pal ani w żaden sposób nie zanieczyszczaj swego ciała, bo mam dla ciebie dzieło do wykonania, gdy będziesz starszy".
Wystraszony tym, pobiegł do domu.

Płacząc, wpadł w objęcia matki, która myślała, że ukąsił go wąż.
Powiedział jej, że wystraszył się tylko i nic nie wspomniał o wietrze wiejącym
przez liście ani o tym głosie. Matka położyła go do łóżka, sądząc, że chłopiec doznał nerwowego szoku.

O ile to tylko było możliwe, unikał zbliżania się do tego drzewa.
Wolał raczej zejść z drogi i obejść je, idąc drugą stroną ogrodu.

Kiedy dwa tygodnie później bawił się na brzegu rzeki Ohio, ujrzał wizję.
Zobaczył w niej wznoszący się most, rozwijający się z jednego brzegu rzeki, który jest po stronie Kentucky, na drugi, który jest w stanie Indiana.
Kiedy budowa tego mostu poruszała się naprzód - w kierunku Indiany, widział, jak 16 mężczyzn spadło z mostu do wody.

Poszedł do domu i opowiedział o tym matce, ona jednak doszła do wniosku, że musiał zasnąć i to mu się przyśniło.
Jednakże młody William Branham wiedział, że nie spał ani nie śnił.
Nie rozumiał jednak tego, co widział.

.http://poselstwo.slupsk.pl/index.php/us ... 35-branham

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 17:56 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
22 lata później, dokładnie na tym miejscu, między Louisville, w stanie Kentucky, a Jeffersonville, w stanie Indiana, zbudowano miejski most.

W czasie budowy tego mostu zginęło 16 mężczyzn.

Bóg mówił do tego młodego człowieka, budując fundament, by miał wiarę w to, co Bóg miał zamiar pokazać mu w przyszłości.

Był świadomy, że ktoś był blisko niego i wydawało mu się, że ten ktoś zawsze chce z nim rozmawiać.
Jednak matka ostrzegała go przed spirytyzmem i demonicznymi mocami, dlatego bał się tego i starał się zawsze to ignorować.

Jakby w ich nędzy nie było dość nieszczęścia i smutku, jego ojciec rozpił się.
William przypomina sobie pewien cały rok szkolny, podczas którego nie miał koszuli do ubrania.
Pamięta, jak będąc w szkole przyglądał się innym ubranym dzieciom i zaczął rozumieć, że alkohol okradł jego rodzinę z artykułów pierwszej potrzeby.

Przeczytał raz o Abrahamie Lincolnie, który jako młodzieniec zszedł ze statku w New Orleans i zobaczył, jak biali sprzedawali na licytacji rosłego Murzyna, odrywając go od jego rodziny.
Jego żona i dziecko płakali, kiedy tego człowieka sprzedawano jak konia.
Lincoln uświadomił sobie, że to było zło i przyrzekł, że pewnego dnia zrobi coś w tej sprawie, choćby nawet miało to go kosztować jego własne życie.


Podobnie młody William Branham siedząc w szkole, zastanawiał się nad biedą, w której była jego rodzina z powodu alkoholu.
Był przekonany, że to zła rzecz.
Postanowił też, że pewnego dnia zrobi coś w tej sprawie, choćby to go miało nawet kosztować jego życie.
Nie zapomniał o swoim przyrzeczeniu; czyni i będzie dalej czynił wszystko, co będzie mógł, aby uświadomić ludziom szkodliwy wpływ alkoholu i tytoniu.

.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 17:58 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
William Branham opowiada, jak pewnego dnia jego nauczycielka - pani Temple, zapytała go, dlaczego nie zdejmuje w szkole swego płaszcza.
Nie mógł powiedzieć jej, że nie ma koszuli, powiedział więc, że jest mu bardzo zimno. - Dobrze - powiedziała - w takim razie przejdź na drugą stronę klasy i usiądź przy ogniu. - Musiał oczywiście wykonać jej polecenie.
Przeszedł więc na drugą stronę klasy i usiadł przy piecyku. Tam było mu gorąco jak nigdy i choć pot spływał mu po plecach - płaszcza zdjąć nie mógł. Nie mogła tego zrozumieć, zapytała więc, czy nie jest mu już ciepło, na co odpowiedział: - Nie, proszę pani. - W końcu doszła do wniosku, że brała go grypa - posłała go więc do domu.

Choć nie miał nic przeciwko temu, że mógł pójść do domu, nie mógł jednak oprzeć się łzom. By ukryć fakt, że nie miał koszuli tak jak inne dzieci, musiał okłamać swoją nauczycielkę i powiedzieć jej, że jest mu zimno.
W końcu zdobył koszulę - koszulę, którą zrobił ze starej sukienki, jaką jedna z jego kuzynek zostawiła w ich domu.
Choć odciął spodnią część, jednak nie przypominała ona bardzo koszuli. Inne dzieci śmiały się z niego i mówiły, że ma na sobie dziewczęcą sukienkę. Znowu kłamał, mówiąc: - Nie, ależ skądże - to mój indiański strój. - Nie uwierzyły mu jednak i znowu wrócił do domu w płaczu.

Lloyd, jego kolega z klasy, sprzedawał czasopismo Pionier. Sprzedając to czasopismo, zapisał się do tak zwanych Samotnych Harcerzy i dostał mundurek tej organizacji.
Było to w czasie Pierwszej Wojny Światowej, kiedy mundury były bardzo popularne.
Młody William Branham podziwiał naturalnie ten harcerski mundurek, chciał bowiem zawsze być żołnierzem.
To oczywiste, że skoro nie miał koszuli, tym bardziej nie stać go było na mundurek. Zapytał się więc swojego przyjaciela:

- Lloyd, kiedy zedrzesz już ten mundurek, dasz mi go?
- Pewnie, dam ci go, Billy.

Czekał i czekał, ale choć ten chłopiec chodził w mundurku non-stop, wyglądało na to, że on się wcale nie niszczył. Kiedy w końcu zauważył, że Lloyd już w tym mundurku nie chodzi, poprosił go o niego. Niestety - jego przyjaciel zapomniał, że obiecał mu dać mundurek i jego matka pocięła go na łaty. Udało mu się znaleźć tylko jedną część, jaka jeszcze pozostała z mundurka - była nią nogawka. I młody Branham poprosił go, by mu ją dał.

Zabrał ją do domu i ubrał.
Był bardzo dumny, ponieważ był to jedyny kawałek ubrania, jaki posiadał, który przypominał w jakiś sposób mundur żołnierza.

Myślał sobie, że teraz jest z całą pewnością prawdziwym żołnierzem, bo ma na sobie tę jedną nogawkę.
Chciał w niej chodzić do szkoły, nie wiedział jednak, jak to zrobić, by znów nie śmiały się z niego dzieci. Postanowił więc zmyślić historię, że zranił się w nogę i używał tej nogawki jako bandaż. Kiedy jednak przyszedł do szkoły, dzieci nie chciały mu w to uwierzyć - znowu się z niego śmiały i znowu wrócił do domu w płaczu.

Sobota była najważniejszym dniem w rodzinie Branhamów. W tym dniu zaprzęgano starego muła Kootsie do wozu na przewóz drzewa, potem pan Branham z małżonką i ze wszystkimi małymi Branhamami wsiadali na wóz i jechali do miasta. W mieście nabywali tygodniowy zapas żywności, a właściciel sklepu spożywczego zawsze dawał im dla pięciu dzieci torebkę miętusów.

Jego ojciec musiał być zawsze bardzo ostrożny, by porozdzielać te cukierki bardzo sprawiedliwie, dla uniknięcia kłopotów, bo pięć par zgłodniałych oczu bardzo uważnie obserwowało każdy jego ruch.
William Branham, najstarszy z synów, miał zwyczaj nie jeść wszystkich swoich cukierków w sobotę, lecz zostawiał sobie trochę na nadchodzący tydzień, w którym mógł dobić interesu z innymi dziećmi.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:04 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
W zamian za to, że mogły sobie trochę polizać jego cukierki, on mógł nakłonić je do tego, by mu pomagały w pracobieta paląca papierosa. A kiedy wszedł do samochodu, ona powiedziała:
- Zapalisz, Billy?
- Nie, dziękuję bardzo, nie palę.
- Nie palisz?
Powiedziałeś nam, że nie pijesz, nie tańczysz, a teraz mówisz, że nie palisz.
Co ty lubisz?

- No cóż - odpowiedział - bardzo lubię polować, łowić ryby. Lubię bardzo chodzić do lasu.
Dziewczyna roześmiała się i zaczęła z niego kpić. Wkrótce inni chłopcy razem z dziewczętami zaczęli ubliżać jego zainteresowaniom i znowu uświadomił sobie fakt, że odróżniał się od pozostałych ludzi. W końcu dziewczyna powiedziała:
- Na towarzystwie maminsynka to mi nie zależy.


Czegoś takiego nie mógł już znieść, bo identycznie nazwał go jego ojciec - wtedy nad rzeką - kiedy odmówił wzięcia łyka bimbru.
Powiedział więc do tych młodych ludzi:

- Nikt nie będzie nazywał mnie maminsynkiem, dajcie mi papierosa - zapalę.
Wziął papierosa i już go miał przykładać do ust, kiedy usłyszał ten znany odgłos jakby wiejącego wiatru przez liście.
I znowu głos ten przyszedł do niego, mówiąc:
- Nigdy nie pij, nie pal ani w żaden sposób nie zanieczyszczaj swojego ciała, bo kiedy będziesz starszy, mam dla ciebie zadanie do wykonania. - Ogarnął go taki strach, że nie mógł po prostu włożyć tego papierosa do ust. Wiedząc, że wszyscy będą się z niego śmiać, nie wytrzymał i rozpłakał się.


Wyszedł z samochodu i zaczął biec drogą w kierunku swego domu.
Koledzy ruszyli za nim autem, oświetlali go światłami samochodu, śmiali się i kpili sobie z niego. Kiedy ciągle za nim jechali, zbiegł z drogi i zaczął biec przez pole w kierunku domu. Biegł tak długo, jak mógł.

Wyczerpany, musiał w końcu usiąść.
Zaczął gorzko płakać i życzył sobie śmierci dlatego, że nie był taki jak inni. Ludzie go nie rozumieli, a on nie potrafił się cieszyć będąc razem z nimi.

Kiedy tak siedział na kamieniu, płacząc, poczuł, że ktoś jest blisko niego.
Z początku zląkł się tak bardzo, że obawiał się zobaczyć kto to.
Kiedy jednak w końcu to zrobił, nie dostrzegł nikogo, choć był pewien, że czuje, iż ktoś jest w kępie krzaków, w odległości około 50 stóp od kamienia, na którym siedział.

Nie rozumiał wtedy tego wszystkiego, co się działo i nie tylko życzył sobie śmierci z powodu smutku, jaki go ogarnął, ale był jeszcze do tego bardzo przestraszony.
Znowu rzucił się do ucieczki przez pole, płacząc i biegnąc co sił w nogach.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:06 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Jako młodzieniec zawsze marzył o tym, by wyjechać na zachód.
Czuł się zawsze wspaniale na otwartej przestrzeni i właśnie tam - na polach, na łonie przyrody spędzał swoje najprzyjemniejsze chwile.

Kiedy miał 19 lat, postanowił, że wyjedzie na zachód, gdzie przypuszczał, że uda mu się znaleźć pracę na ranczo.

Pewnego wrześniowego poranka oznajmił mamie, że wybiera się na biwak do Tunnel Mill
(to często odwiedzane przez niego miejsce znajduje się około 14 mil od Jeffersonville). Powiedział jej to tak, bo gdyby wyjawił, że chce wyjechać na zachód, wtedy błagałaby go i przekonywała, by tego nie czynił.

Napisał do niej list dopiero, kiedy był w Arizonie i znalazł pracę w pobliżu miasta Phoenix. Ale tak naprawdę to uświadamiał sobie, że ucieka od Boga, jednak nie chciał przed samym sobą się do tego przyznać.
Bardzo podobało mu się życie na ranczo, lecz tak jak w przypadku innych przyjemności i ta nowość wkrótce spowszedniała i zatęsknił znowu za domem.

Nie zdążył pobyć bardzo długo na zachodzie, kiedy otrzymał od matki list z wiadomością, że jego brat Edward jest bardzo chory.
Nie przejmował się tym za bardzo, ponieważ jak dotąd w rodzinie Branhamów nikt jeszcze nie umarł, myślał więc, że i on wkrótce wróci do zdrowia.

Jednakże parę dni potem, kiedy wrócił z miasta na ranczo, otrzymał następującą wiadomość: "Bill, wyjdź na północne pastwisko. Bardzo ważna sprawa".
Natychmiast się tam udał i pierwszą osobą, którą spotkał, był stary kowboj, którego nazywano Tata.

Tata miał smutną twarz, kiedy mówił do Williama Branhama, że ma dla niego przykrą wiadomość a akurat wtedy nadszedł brygadzista i powiedział mu, że właśnie zawiadomiono go, że jego brat Edward umarł.

Wieść ta okropnie zaszokowała go, kiedy sobie uświadomił, że już nigdy nie zobaczy swego brata żywego.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:08 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Kiedy tam stał, przez myśli przebiegały mu różne wydarzenia.

Opierał się Bogu - wiedział o tym.
A mimo to, Bóg mówił do niego nawet przez śmierć jego brata.
Pierwszą rzeczą, która przyszła Williamowi Branhamowi na myśl, było pytanie, czy jego brat był gotowy umrzeć.
Odwrócił się, zaczął patrzeć w prerię, a z jego oczu spływały łzy.
Przypomniał sobie, jak jako młodzieńcy pracowali razem i jak życie było dla nich okrutne i twarde.
Przypomniał sobie, jak razem chodzili do szkoły, nie mając wystarczająco jedzenia w swoich wiaderkach na drugie śniadanie, bez należytego odzienia, a palce od nóg wystawały im z butów.
Musieli nosić stare płaszcze, spięte u szyi, bo nie mieli na sobie koszuli.

Przypomniał sobie, jak pewnego dnia matka dała im do ich wiaderek na drugie śniadanie prażoną kukurydzę i jak z obawy przed tym, że może go ominąć jego część, wyszedł i wziął sobie garść prażonej kukurydzy, zanim przyszła pora na drugie śniadanie.

Kiedy stał tam i patrzył na wschód przez prerię, znowu zadał sobie pytanie.
Czy jego brat był gotowy na śmierć?
A co by było, gdyby to on sam umarł - czy byłby gotowy?
I znowu musiał przyznać w duchu, że nie jest gotów ani też nie chce spotkać się z Bogiem.

Pierwszą w życiu modlitwę usłyszał William Branham, jak pamięta, na pogrzebie swego brata.
Nabożeństwo pogrzebowe odprawiał Wielebny McKinney z kościoła w Port Fulton. Podczas pogrzebu powiedział:

- Może jest tutaj ktoś, kto nie zna Boga - jeśli tak, dlaczego Go teraz nie przyjmiesz? - To dotknęło Williama Branhama, który przyjechał z powrotem do domu na pogrzeb. Uświadomił sobie, że nie zna Boga.

Po pogrzebie nie wrócił na Zachód, ale dostał pracę w Przedsiębiorstwie Użyteczności Publicznej stanu Indiana.

Po dwóch latach pracy przy sprawdzaniu liczników w dziale gazowni w New Albany, zatruł się gazem.
Wypadek ten zapoczątkował chorobę, która zmusiła go do przyjęcia Boga i posłuszeństwa wobec Niego.

Udał się do wszystkich możliwych lekarzy, lecz żaden nie potrafił udzielić mu pomocy. W końcu zabrano go do specjalisty w Louisville, Kentucky, gdzie powiedziano mu, że musi poddać się operacji usunięcia wyrostka robaczkowego. Nie czuł żadnych objawów zapalenia wyrostka robaczkowego, dlatego nie mógł tego zrozumieć - powiedziano mu jednak, że aby wrócić do zdrowia, musi poddać się tej operacji.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:10 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Doszedł do przekonania, że skoro musiał poddać się operacji, był być może bardziej chory, niż sobie uświadamiał, dlatego chciał, by ktoś znający Boga był przy nim.

Wezwał więc pastora Pierwszego Zboru Babtystycznego, który został przy nim, kiedy wieziono go na salę operacyjną.

Tuż przed rozpoczęciem operacji poczuł, że gwałtownie słabnie.
Jego myśli napełniła obawa, że po niej już nigdy nie wróci do życia, lecz że będzie wezwany, by stanąć przed Bogiem, a zdawał sobie sprawę, że nie jest gotowy.
Po raz pierwszy w życiu wołał do Boga o pomoc.

Natychmiast po operacji dożył następnej wizji, która była punktem zwrotnym w jego życiu. Zobaczył siebie w głębi wielkiej puszczy, a do jego uszu coraz bardziej zbliżał się odgłos wiatru i szeleszczących liści.
Pomyślał w sercu, że to śmierć, która przychodzi, by go zabrać.

O, jak wołał do Boga - nie był bowiem gotowy stanąć przed swoim Stwórcą.
Wiatr ten coraz bardziej się zbliżał i był coraz głośniejszy.
A wtedy wydało mu się, że jakby znów przeniósł się do swych chłopięcych lat i stanął na tej dróżce pod topolą, pod którą po raz pierwszy usłyszał głos, mówiący do niego, kiedy miał 7 lat.
Znowu głos ten powiedział:

- Nigdy nie pij, nie pal ani nie zanieczyszczaj w żaden sposób swego ciała... Wzywałem cię a nie chciałeś przyjść. - Słowa te zostały powtórzone trzy razy. Wtedy pan Branham zawołał:

- Panie, jeśli to Ty, pozwól mi jeszcze raz wrócić na ziemię, a będę głosił Twoją Ewangelię z dachów domów i na rogach ulic.
Powiem wszystkim o niej !

Wizja ta skończyła się.
Poczuł, że wróciły do niego siły, że śmierć oddala się i że będzie zdrowy.
Lekarz wciąż nie opuszczał szpitala, chciał bowiem wiedzieć, co będzie się dalej dziać z jego pacjentem.
Kiedy zobaczył Williama Branhama, powiedział:

,

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:13 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
- Nie chodzę do kościoła, moje obowiązki lekarskie są tak wielkie, że nie mam na to czasu - wiem jednak, że Bóg nawiedził tego chłopca. -

Najwyraźniej wcześniej uważał, że William Branham nie przeżyje tej operacji, ale on, nie tylko, że przeżył, lecz wydawał się być silniejszym i zdecydowanie powracał do zdrowia.
Nie rozumiał tego ani lekarz, ani William Branham.

Jestem jednak pewien, że gdyby wiedział to, co wie teraz, nie byłby zdezorientowany, lecz mógłby to łatwo wyjaśnić doktorowi a także innym zainteresowanym.
Po kilku dniach wypuszczono go ze szpitala i wrócił do domu.


Zaczął wtedy szukać Boga.

Dotąd nie miał żadnego religijnego przygotowania - nie wiedział, jak ma Go znaleźć;
nie zważał na wagę Słowa.
Chodził od jednego kościoła do drugiego, usiłując znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłby otrzymać od chrześcijan pomoc i pouczenie co do tego, jak ma się spotkać z Bogiem.

Pewnego wieczora, w domu, poczuł takie pragnienie za Bogiem, że przeląkł się,
że jeśli Go nie znajdzie, nie zdoła dalej żyć.
Nie chciał nikomu przeszkadzać, wyszedł więc i poszedł do starej drewnianej szopy, która była z tyłu domu i tam właśnie próbował się modlić.

Nie umiał się modlić, podniósł jednak swe serce do Boga i wołał do Niego jak tylko potrafił.
Nagle pojawiło się światło w kształcie krzyża i przemówił do niego jakiś głos w języku, którego nie rozumiał.
Potem to zniknęło.
Przejęty, zastanawiając się nad tym zjawiskiem, powiedział:

- Panie, jeśli to Ty, wróć, proszę, i przemów do mnie jeszcze raz. - To światło znowu weszło do szopy, kiedy się modlił, potem znowu pojawiło się po raz trzeci - wtedy uświadomił sobie, że spotkał się z Bogiem. Był szczęśliwy i pełen wdzięczności.
Podniósł swoje serce do Boga w dziękczynieniu, wyskoczył z szopy i pobiegł do domu tak jakby unosił się nad ziemią.
Jego matka powiedziała:

- Bill, co ci się stało?
- Nie wiem, ale czuję się naprawdę dobrze - odpowiedział. Zamiast pozostać w domu, gdzie byli ludzie, wolał wyjść na dwór, tam, gdzie mógł być sam na sam ze swoim nowo znalezionym Przyjacielem.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:15 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Później poznał się z Wielebnym Royem Davisem - pastorem Misyjnego Zboru Babtystycznego, znajomość z którym była wielkim błogosławieństwem dla Williama Branhama w początkach jego chrześcijańskiej drogi.

Jedną z pierwszych rzeczy, z której sobie zdał sprawę, było to, iż Bóg chce,
aby usługiwał a w tym celu musiałby go uzdrowić.
Udał się do zboru, gdzie wierzono w pomazywanie olejkiem i po modlitwie został natychmiast uzdrowiony.

Wiedział, że pierwsi uczniowie posiadali coś, czego nowocześni kaznodzieje nie mają.
Prosił więc Boga, by dał mu to, co mieli ci uczniowie.

Uczniowie tamci byli ochrzczeni Duchem Świętym, uzdrawiali chorych i dokonywali wielkich cudów w imieniu Jezusa.
Zaczął się modlić o chrzest Ducha Świętego.
Po około 6 miesiącach, kiedy otrzymał ten chrzest, Bóg przemówił do niego i polecił mu głosić Słowo i modlić się za chorych.


Kiedy William Branham nawrócił się do Boga i odpowiedział na Boże wołanie, wydawało mu się, że wszystko przebiega tak cudownie.
Był szczęśliwy, cieszył się z towarzystwa ludzi.

Po raz pierwszy w życiu nie czuł się czarną owcą, nie był wyrzutkiem, mając przekonanie, że Bóg jednak chyba jest w stanie wziąć ten tak beznadziejny przypadek człowieczeństwa i coś z tego uczynić.

6 miesięcy po jego nawróceniu zaplanowano jego pierwsze zgromadzenie.

Rozpoczął usługiwać na zgromadzeniach namiotowych w swoim własnym mieście Jeffersonville.
Ocenia się, że w każdym zgromadzeniu brało udział aż 3 tysiące ludzi i wielu się nawróciło. Było to wówczas czymś niezwykłym nawet gdy chodziło o jakiegoś wielkiego kaznodzieję, a w jego przypadku była to pierwsza kampania.


Po kampanii przeprowadzono chrzest wodny, który przyjęło ponad 130 osób. To właśnie wtedy nad nim pojawiło się niebiańskie światło - kiedy chrzcił 17. osobę.
Światło to widziało wielkie zgromadzenie ludzi, którzy stali na brzegach rzeki Ohio, a w gazecie zamieszczono o nim artykuł.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:16 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Ludzie, którzy dożyli zbawienia na namiotowym zgromadzeniu w Jeffersonville, postanowili zbudować dom modlitwy, który znany jest teraz jako Dom Modlitwy Branhama.

Kilka następnych lat było owocnych.
Spoczywało na nim Boże błogosławieństwo.
Otrzymywał wizje dotyczące tego, co miało się wydarzyć w przyszłości.
Wtedy ich nie rozumiał, kiedy jednak się wypełniały, mógł zobaczyć, że widzenia, które otrzymywał od Boga, były dokładne.

Podczas pierwszych lat swojej usługi spotkał Hope Brumbach, dziewczynę, z którą się później ożenił.
Po zalotach, które trwały około 5 miesięcy, William Branham postanowił, że zapyta się jej, czy zechce wyjść za niego za mąż.
Była miłą dziewczyną, więc gdyby okazało się, że nie miałby się z nią żenić, postanowił nie marnować jej czasu

Opowiem wam historię jego nieśmiałości, listownej propozycji, jego małżeństwa i innych wydarzeń, które towarzyszyły ich szczęśliwemu małżeństwu, jak gdyby słowami brata Branhama, w jego prostym, lecz dramatycznym stylu.

Byłem zwykłym, wiejskim chłopcem i do tego bardzo wstydliwym.
Zważywszy to jak bardzo byłem nieśmiały, prawdopodobnie dziwicie się, że w ogóle się ożeniłem.
Spotkałem wspaniałą chrześcijankę; była w moich oczach cudowna.
Kochałem tę dziewczynę i chciałem się z nią ożenić, nie miałem jednak odwagi poprosić
ją o rękę.
Była zbyt dobrą dziewczyną, by marnować ze mną czas - dostałaby kogoś innego - wiedziałem więc, że muszę ją o to szybko zapytać.
Zarabiałem tylko 20 centów na godzinę, a jej tata zarabiał 500 dolarów miesięcznie.


Kiedy ją tylko zobaczyłem, za każdym razem robiłem postanowienie, że poproszę ją o rękę jeszcze tego wieczora.
Jednak język stawał mi w gardle i nie potrafiłem tego zrobić.
Nie wiedziałem po prostu, co robić.
Wiecie, co w końcu zrobiłem?
Napisałem do niej list.


.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:17 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
No cóż, list ten miał w sobie trochę więcej romantyczności niż taki, w którym pisze się Droga Pani.
Dałem z siebie wszystko, by napisać dobry list, choć jestem pewien, że był słaby.
A więc rano miałem wrzucić go do skrzynki, kiedy właśnie przyszła mi do głowy myśl, co by było, gdyby ten list przypadkowo dostał się do rąk jej matki.

Mimo to nie miałem odwagi, by jej go wręczyć osobiście.
W końcu, w poniedziałek rano zdobyłem się na to, by wrzucić go do skrzynki.
Miałem się z nią spotkać w środę wieczorem i zabrać ją do zboru.
Przez wszystkie dni poprzedzające tę środę byłem bardzo zdenerwowany.

W środę wieczorem poszedłem, by się z nią zobaczyć.
Kiedy szedłem do niej, myślałem, co będzie, jeśli jej matka wyjdzie i powie: -
William Branham! -
Wiedziałem, że łatwo dałbym sobie radę w rozmowie z jej ojcem, lecz nie byłem tego tak pewien, jeśli chodzi o jej matkę.

W końcu podszedłem do drzwi i zawołałem Hope.
Wyszła i powiedziała:
- Cześć, Billy, wejdź do środka.
- Usiądę tylko na werandzie, jeśli nie masz nic przeciwko temu - odpowiedziałem.

Było to takie moje zabezpieczenie przed tym, by mnie nie dopadli w środku.
Powiedziała:
- Dobrze, będę gotowa za chwileczkę. - Choć miałem stary model Forda T, powiedziała: - Do zboru nie jest daleko; przespacerujmy się. -

To mnie zaniepokoiło i byłem pewien, że coś się stało.
Ruszyliśmy w drogę do zboru, lecz ona nic nie mówiła.
Byłem tego wieczora tak zdenerwowany, że w ogóle nie mogłem skupić się na tym, co głosił kaznodzieja.
Wiecie, jak kobieta potrafi trzymać was w niepewności.

Kiedy wyszliśmy ze zboru, zaczęliśmy iść ulicą.
Była to księżycowa noc.
Ciągle nic nie mówiła.
W końcu doszedłem do przekonania, że ona tego listu nie dostała.
Poczułem się lepiej - myślałem sobie, że listonosz pomylił się i wrzucił go do niewłaściwej skrzynki i szybko doszedłem do siebie.
Szliśmy dalej.
Spojrzałem na nią, kiedy wyszliśmy z cienia drzew; jej ciemne oczy mieniły się w świetle księżyca.
Pomyślałem: "Ach".
Wyglądała jak anioł.
W końcu zapytała:
- Billy?
- Słucham - odpowiedziałem.
- Otrzymałam twój list.
Ojej!
Myślałem: "Och! och!
Masz ci los, teraz to ci się dostanie, Bill - wszystko przepadło".
Myślałem, że specjalnie poczekała aż do skończenia nabożeństwa.
Nic więcej nie powiedziała.
Wtedy ja zapytałem:
- Mówisz, że otrzymałaś mój list?
- Uhm.
Myślałem sobie: "Dlaczego nic nie mówisz?
Powiedz coś szybko".
Nie mogłem tego wytrzymać, wiecie, jakie są panie, będą cię trzymać w niepewności. Przeszliśmy prawie odległość miejskiego bloku, a ona nic nie powiedziała.
W końcu zapytałem:
- Czy czytałaś go?
- Uhm - odpowiedziała.
Fiuuu!
- Co o nim sądzisz?
Czy było w nim coś niewłaściwego? - zapytałem.
- Ee. - Pragnąłem, żeby tylko coś powiedziała.
Potem zapytałem:
- Czy podobało ci się to, co było w nim napisane?
- Uhm.
- Czy przeczytałaś cały?
- Uhm.
No cóż - pobraliśmy się.
W końcu nam się to udało.
Lecz zanim to zrobiliśmy, postanowiliśmy, że będziemy musieć zapytać o zgodę jej rodziców. Wiedziałem, że najlepiej dam sobie radę z ojcem, a więc zgodziłem się na to, że zapytam jego.
Ona miała zapytać się o pozwolenie matki.
Odkładałem to jak długo mogłem, bo na samą myśl o tym, nie umiałem się po prostu opanować.
W końcu, pewnego wieczora powiedziałem "dobranoc" i miałem już odchodzić, kiedy Hope skinęła na mnie i wskazała mi na swego ojca.

O rety!
Wiedziałem, co to znaczy.
Nadszedł ten czas.
Nie mogłem już tego dłużej odkładać.
Zapytałem się go, czy nie mógłby ze mną przez chwilę porozmawiać na dworze, na werandzie. - Oczywiście, Billy - odpowiedział.
Kiedy wyszliśmy na werandę, powiedziałem:
- Ładny wieczór, co, Charlie?
- Pewnie, Bill - odpowiedział.
- No cóż, hm - starałem się coś powiedzieć.
A on powiedział:
- Zgoda Bill, możesz ją mieć.
- Dziękuję, Charlie - powiedziałem.
O rety!
Zaoszczędził mi mnóstwa kłopotów.
Potem powiedziałem:

- Popatrz, Charlie, nie mogę jej zapewnić takiego życia jak ty. -
Był on jednym z organizatorów związków zawodowych na Pensylwańskich Kolejach.
Ho, ho - zarabiał wiele pieniędzy.
A ja zarabiałem 20 centów na godzinę kilofem i łopatą.
- Lecz wiem jedno - kontynuowałem - jeszcze nigdy nie widziałem na świecie kogoś, kogo bym bardziej kochał niż ją.

Kocham ją całym sercem i obiecuję ci, Charlie, że będę pracował, jak długo będę mógł i zrobię wszystko co w moich siłach, by być wiernym i dobrym dla niej.
Zrobię wszystko, co będę mógł, by zarobić na jej utrzymanie.
- Wolę, byś miał ją ty niż ktokolwiek inny - powiedział - dlatego, że to właśnie się liczy, Bill.
Nie są to pieniądze, lecz szczęście.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:17 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Tak się cieszę, że on do tego tak podchodził.
Szczęście nie zależy od tego, ile dóbr tego świata posiadasz, lecz od tego, czy jesteś zadowolony z tej porcji, którą tobie wyznaczono.

Tak jest.
Czy masz dużo, czy mało, dziękuj za to Bogu.

Pobraliśmy się i nie wierzę, by było na świecie szczęśliwsze miejsce niż nasz miły dom. Pamiętam, co mieliśmy, kiedy zaczęliśmy w dwóch pokojach nasze życie.

Kupiłem starą kuchenkę od handlarza starzyzną za 1,5 dolara, a 75 centów wydałem na umieszczenie w niej paleniska.
Jedna pani dała nam stare składane łóżko.
W domu handlowym Sears and Roebucks kupiłem jeden z tych małych śniadaniowych kompletów, które trzeba samemu pomalować.


Nie było to wiele, lecz przyjaciele, był to dom, a ja wolałbym mieszkać w jakiejś chacie i mieć przychylność u Boga, niż mieszkać w najlepszym domu nie podobając się Jemu.


Nie mieliśmy wiele z dóbr tego świata.
Pamiętam, jak raz powiedziałem żonie, że będę musiał poprosić zbór o zebranie dla mnie kolekty, co miałoby nam pomóc w spłaceniu naszych długów.

Nigdy wcześniej nie wziąłem pieniędzy zebranych w naszym zborze.
Owej niedzieli rano poprosiłem jednego ze starszych, by wziął kapelusz i zebrał kolektę. Kiedy jednak ogłosiłem już, co mam zamiar zrobić, zobaczyłem, jak pewna stara droga matka otworzyła swą torebkę i wyjęła z niej część pieniędzy ze swojej emerytury.

Och, nie miałem serca brać jej pieniędzy, wstałem więc i powiedziałem ludziom, że tylko żartowałem i chciałem się dowiedzieć, czy są gotowi to zrobić.

Potem pewien członek naszego zboru dał mi stary rower, który pomalowałem i sprzedałem.
Po dwóch latach w naszym domu urodził się mały chłopiec.

Jego narodziny związały nas z żoną jeszcze bardziej.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, jak płacze w szpitalu, coś powiedziało mi, że to chłopiec. Powiedziałem: - Panie, oto twój chłopiec.
Nazwę go Billy - po jego ojcu, a także Paweł - z Biblii.
Będzie nazywał się Billy Paul. - Lekarz wyszedł i powiedział:
- Urodził się panu chłopiec.
- Tak, nazywa się Billy Paul - odpowiedziałem.
Byliśmy więc szczęśliwi.
Pamiętam, jak razem pracowaliśmy.
Ona pracowała w fabryce tekstylnej, starając się pomóc zarobić na nasze utrzymanie.

Głosiłem każdego wieczora.

Przez cały dzień pracowałem przy kopaniu rowów.
Czasami, kiedy przyszedłem wieczorem do domu, moje stwardniałe ręce były zmarznięte i często krwawiły.
Hope siadała wtedy i opatrywała mi je przed moim wieczornym pójściem do zboru.
Któregoś razu powiedziała, że chce, bym zrobił sobie wakacje.
Zaoszczędziła około 12 dolarów i chciała, bym wyjechał trochę na ryby.

Powiedziałem:

- Dobrze, ale czy ty nie chcesz też pojechać na ryby?
- Nie, wolałabym zostać tutaj, bo będzie tu letnia szkoła niedzielna.

Pojechałem więc do Michigan nad jezioro Pawpaw, zaraz nad Indianą, z pewnym starym przyjacielem - kaznodzieją.
Pieniędzy nie wystarczyło mi na długo i musiałem wracać do domu.

W powrotnej drodze, przejeżdżając przez rzekę Mishawaka, zobaczyłem wielu ludzi zjeżdżających się na jakieś zgromadzenie.
Zastanawiając się, cóż to za zgromadzenie, postanowiłem się zatrzymać.
I właśnie tam poznałem zielonoświątkowców.

.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:18 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Ludzie ci zgromadzili się na zjeździe.
Śpiewali: "Ja wiem, to była krew, ja wiem, to była krew".

Za chwilę powstał jakiś biskup i zaczął głosić na temat chrztu Ducha Świętego. Postanowiłem, że zostanę do następnego dnia.

Nie miałem pieniędzy na pokój w hotelu, wyjechałem więc za miasto i zatrzymałem się w polu kukurydzy, gdzie też spędziłem noc.
Nazajutrz rano wstałem wcześnie i wróciłem do zboru.

Kupiłem jedynie trochę bułek i mleka, by nie stracić wszystkich pieniędzy.
Kiedy wróciłem na miejsce nabożeństw, niemała ilość ludzi była już zgromadzona na poranne uwielbianie.
Wieczorem na podwyższeniu siedziało wielu kaznodziejów.

Prowadzący brat powiedział:
- Nie mamy czasu, by wysłuchać kazań was wszystkich, poprosimy więc, by każdy tylko powstał i przedstawił się. -
Kiedy więc przyszła kolej na mnie, wstałem i powiedziałem: -
Kaznodzieja William Branham - i usiadłem.

Na popołudniowym zgromadzeniu głosił pewien stary, czarnoskóry mężczyzna.

Był raczej zniedołężniały i byłem trochę zaskoczony, widząc, że wybrano takiego człowieka do głoszenia przed tak wielkim zgromadzeniem.

Głosił na podstawie
Księgi Joba 38, 4 i 7: "Gdzie byłeś, kiedy zakładałem ziemię, gdy gwiazdy poranne chórem się radośnie odezwały?"


Wyobraźcie sobie, że ten staruszek zaczął swoje kazanie od tego, co miało miejsce 10 milionów lat przed ukształtowaniem świata.
Omówił chyba wszystko, co się działo w niebie, zszedł potem tęczą i głosił na temat wszystkiego, co dzieje się na ziemi aż do Drugiego Przyjścia Chrystusa.

Wieczorem znowu udałem się w pole kukurydzy, by się przespać. Rano, sądząc, że nikt mnie tam nie zna, postanowiłem ubrać stare spodnie z kory.

Moje drugie spodnie się raczej pogniotły, bo używałem ich jako poduszkę.

Był to ostatni dzień, jaki mogłem tam spędzić, bo pieniędzy zostało mi tylko na paliwo, by dojechać do domu.

Kiedy wróciłem na salę, ludzie już tam śpiewali.
Prowadzący brat wstał i powiedział:
- Nasze poprzednie zgromadzenie ze świadectwami prowadził najmłodszy kaznodzieja, jaki jest między nami.

Następnym najmłodszym po nim jest William Branham z Jeffersonville.
Bracie Branham, przyjdź tutaj, jeśli jesteś na sali.
Możecie być pewni, że się wystraszyłem.

Popatrzyłem na dół i zobaczyłem moje spodnie z kory.
Siedziałem więc bardzo cichutko.
Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie widziałem na oczy systemu nagłaśniającego i z całą pewnością nie miałem ochoty wstawać i głosić tam przed tymi wszystkim potężnymi mówcami.

- Czy ktoś wie, gdzie jest Wielebny Branham? - zawołano znowu.
Ja tylko jeszcze bardziej skuliłem się na moim siedzeniu.

Znowu powtórzono wezwanie.
Czarnoskóry człowiek, który siedział obok mnie, obrócił się i powiedział:
- Czy wiesz, kim on jest?
- Posłuchaj, ja jestem Wielebnym Branhamem, lecz mam na sobie te oto spodnie z kory, nie mogę więc stanąć na tym podwyższeniu - powiedziałem.

- Ludzie ci nie troszczą się o to, jak jesteś ubrany, lecz co jest w twoim sercu - powiedział ten Murzyn.
- Hm, proszę cię, nie mów nic o tym - powiedziałem.
Lecz ten czarnoskóry człowiek już dłużej nie czekał.
- On jest tutaj!
On jest tutaj! - wykrzyknął na głos.

,

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł: Re: Kim jest William Branham? życiorys z książki
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:19 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 lipca 2012, o 17:54
Posty: 18360
Zamarło mi serce.
Nie wiedziałem, co mam robić.
Poprzedniej nocy, kiedy byłem w polu kukurydzy, modliłem się: -
Panie, jeśli to są ci ludzie, których zawsze chciałem znaleźć, którzy wydają się bardzo szczęśliwi i wolni, spraw, bym został przez nich mile przyjęty. -

No cóż, Pan mi to darował; nie chciałem jednak bardzo stawać przed tym tłumem, ubrany w te spodnie z kory.

Wszyscy się na mnie patrzyli, musiałem więc coś zrobić.
Wszedłem zatem na to podwyższenie.
Twarz miałem czerwoną, a kiedy się rozejrzałem, zobaczyłem te mikrofony i pomyślałem w sercu: -
Cóż to takiego? -
Modliłem się: - Panie, jeśli kiedykolwiek komuś pomogłeś, pomóż teraz mi.
Otworzyłem Biblię i wzrok mój padł na następujący wiersz:

"Bogacz podniósł oczy swoje w piekle".

Przeczytałem go i powiedziałem: "A wtedy zawołał. Tam nie było chrześcijan.
Nie było tam kościoła, a wtedy zapłakał.
Nie było tam kwiatów, a wtedy zapłakał.
Nie było tam Boga, a wtedy zapłakał".

Kiedy głosiłem, płakałem.
Coś mnie uchwyciło i moc Boża zstąpiła na zgromadzonych.
Nabożeństwo trwało jeszcze jakieś 2 godziny.
Kiedy się skończyło, wyszedłem na zewnątrz.
Podszedł do mnie olbrzymi człowiek w kowbojskich butach i przedstawił się.
Powiedział:
- Jestem z Teksasu i mam tam dobry zbór.
Może byś usługiwał u mnie przez 2 tygodnie? -

Podszedł inny kaznodzieja, z Florydy i powiedział:
- Może byś przyjechał do mnie i usłużył u mnie?

Na kawałku papieru notowałem nazwiska i adresy i w przeciągu kilku minut miałem taką listę ewangelizacji, że przeprowadzenie ich zajęłoby mi cały rok

. No cóż, byłem szczęśliwy.
Wskoczyłem do mojego skromnego Forda model T i ruszyłem przez Indianę ile fabryka dała, z prędkością 30 mil na godzinę - 15 mil na godzinę do przodu, a 15 mil na godzinę do tyłu i do przodu.
Kiedy dotarłem do domu, żona wybiegła i rzuciła mi się na szyję.

Kiedy spojrzała na mnie, zapytała:
- Dlaczego jesteś taki szczęśliwy?
- Spotkałem grupę najszczęśliwszych ludzi, jakich w życiu widziałem - odpowiedziałem. -

Są naprawdę szczęśliwi i nie wstydzą się swojej religii.
Ludzie ci kazali mi głosić na ich zjeździe, a co więcej, otrzymałem zaproszenia,
aby głosić w ich zborach.

Pojedziesz ze mną?

- Kochanie, obiecałam pojechać z tobą gdziekolwiek, dopóki nas śmierć nie rozłączy. - Niechby Bóg błogosławił jej wierne serce.

Postanowiłem więc pójść i powiedzieć o tym mojej matce.
Gdy do niej przyszedłem, opowiedziałem jej o tych zaproszeniach.
Zapytała:
- A co z pieniędzmi? -
Odczuliśmy, że Pan zaspokoi nasze potrzeby.
Objęła mnie, pobłogosławiła i ciągle się za mną modli.
Powiedziała:
- Synu, kiedyś mieli taką religię w jednym zborze, o którym słyszałam wiele lat temu i wiem, że to jest coś rzeczywistego.

.

_________________
Obrazek
Isaj40/9
Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny Jeruzalem!
Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judy: Oto wasz Bóg!


.


Góra 
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
 Post Napisane: 16 września 2013, o 18:19 
 


Góra 
  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
 
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 27 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strona główna forum » BIBLIA dla KAŻDEGO- TWARDY POKARM » BIBLIA a DOGMATY » BIBLIA a W. Branham -


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

 
 

 
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
Tłumaczenie phpBB3.PL